8/30/2011

Wileński koncert Damiano Mercuri (25 VIII AD. 2011)




Wróciłem z festiwalu, o którego przebiegu będzie traktowało kilka kolejnych postów. Pogoda dopisała (w zeszłym roku ciągle lało), załoga także, artyści nie zawiedli.

Po całej nocy spędzonej w samochodzie z samego rana stawiliśmy się w Wilnie. Właśnie wpadłem na pomysł, że poświęcę temu miastu kiedyś osobny post, ilustrowany zdjęciami z corocznych wypraw itd. Po zakwaterowaniu się tradycyjnie w schronisku młodzieżowym na dzielnicy Zarzecze (Użupio) ruszyliśmy na zwiedzanie miasta.
W sklepie wydawnictwa Dangus dowiedzieliśmy się, że solowy koncert lidera Rose Rovine e Amanti odbędzie się w pubie "Alaus namai" o godzinie 21.30. Muszę przyznać, że toczyłem heroiczną walkę aby nie pójść zwyczajnie spać, ale chęć zobaczenia Damiano przezwyciężyła Morfeusza.

Całkiem szybko odszukaliśmy pub pod którym gromadziło się już "mroczne Wilno".
Wstęp na koncert był darmowy (!), więc i frekwencja dopisała. Kiedy tak stałem i paliłem "nowe eLeMy" przed pub w otoczeniu dźwiękowców zapalić wyszedł też Damiano. Koncert rozpoczął się z minimalnym opóźnieniem.

Szczerze mówiąc nie wiem co napisać. Bardzo lubię Rose Rovine e Amanti, podobał mi się solowy album, o którym pisałem kilka postów wcześniej...
Damiano kompletnie mnie zaskoczył. Koncert był pokazem gitarowego kunsztu, jednak muzyka nie przypominała tego, czego spodziewałem się po tym sympatycznym włochu.
Jeden z moich znajomych stwierdził, że był to włoski progresywny rock z elementami bluesa i the Doors. Niech będzie. Forma ekspresji i kontakt z publicznością był niezwykły. Widać, że Mercuri jest stałym bywalcem w Wilnie i zna się z litewską publiką. Koncert podobał mi się i warto było później położyć się spać, ale pozostał niedosyt. Mam nadzieję, że przyjdzie mi jeszcze zobaczyć Damiano w tradycyjnym wydaniu.

Kiedy ucichły ostatnie dźwięki utworu, który był zapowiedziany jako "last" moi towarzysze zdecydowali o naszym opuszczeniu lokalu. Trzeba było odespać nieprzespaną noc i rano ruszyć w kierunku Zarasai...

2 komentarze:

  1. to Damiano pali?!?!? Koncert świetny!! Wspominam go bardzo ciepło. Damiano okazał się kontaktowym człowiekiem. Nie wydawał się zachłyśnięty sławą i niedostępny. Był chętny do rozmowy z każdym fanem, uśmiechnięty i ciekawy kim oni są, czym się zajmują. Bardzo sympatycznie pozował do zdjęć :) Był bardzo zadowolony, że znane są teksty piosenek i brał ludzi na scenę, aby z nim śpiewali.
    Kiedy przyjechał na festiwal MJR jako fan, pierwszy ruszał pod scenę (np, polskiego zespołu Południca)i ośmielał, by reszta zrobiła to samo.

    Tomku, wrzuć swoje zdjęcia i link do galerii w internecie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  2. Próbowałem wrzucić fotki, ale ciągle wyskakiwały jakieś błędy. Przyniosę je Tobie na penie.
    Tak, Damiano pali :P
    Nie przesadzajmy z tą sławą, bo jest to postać znana, ale raczej w dosyć wąskich kręgach...

    OdpowiedzUsuń