8/28/2013

Menuo Juodaragis XVI (23-25.08.2013) - Zimne jezioro, płonąca swastyka i rzemiosło

Kolejna edycja "czarnego, rogatego półksiężyca" za na nami. XVI w ogóle, III w której brałem udział. Podobnie jak dwa lata temu postanowiłem przygotować dwa wpisy. W odróżnieniu do roku 2011 posty nie będą podzielone na pierwszy i drugi dzień tylko według tematyki. Założyłem sobie, że w tym poście opiszę wszystkie atrakcje poza muzyczne, w kolejnym skupię się na koncertach i artystach. Zapraszam zatem do lektury.

Decyzja o wyjeździe na Menuo zapadła dopiero w połowie lipca. Podobnie jak dwa lata temu wybraliśmy się ekipą na dwa samochody. W czwartek po godzinie 20.00 spotkaliśmy się wszyscy na umówionym miejscu i po zapakowaniu się ruszyliśmy z impetem w drogę. Na Litwie trochę się zagapiliśmy, przez co mieliśmy możliwość oglądania przez okna samochodu wyludnionej część tego kraju. Do Zarasai dotarliśmy około godziny 10.00 czasu miejscowego, czyli godzinę po otwarciu bram. Zaparkowaliśmy auta na jeszcze pustym parkingu i poszliśmy rozbić namioty. Ucieszyła nas mała liczba rozbitych namiotów, dzięki czemu wybraliśmy bardzo fajne miejsce, nieopodal lasu. Przez wszystkie dni trwania festiwalu pogoda diametralnie się zmieniała. Deszcz pokropił przez kilka minut, przez chwilę można było się opalać, dominowały jednak chmury. Pierwszej nocy temperatura spadła do 6 stopni, na szczęście byliśmy dobrze przygotowani. W związku z brakiem prysznica kąpieli zażywa się w jeziorze. Mimo mojego sceptycyzmu co do temperatury wody, amatorów kąpieli nie brakowało. Warto dodać, że organizatorzy postarali się o szampon i mydło w płynie, które było wystawione na małych stoliczkach na obu dostępnych plażach.

Stanowiska gastronomiczne oferowały potrawy mięsne jak i wegetariańskie. Oprócz "kociołka rosyjskiego" z Łowicza, który jem na każdym wyjeździe miałem przyjemność zjeść bardzo dobrego kotleta schabowego, w panierce z ziołami. Osobne stanowisko z jedzeniem prowadzili wyznawcy Kriszny. Nie mogłem pozbyć się skojarzeń z Woodstockiem, na którym przecież nigdy nie byłem. Sporo gatunków piwa do wyboru, cena wyższa niż dwa lata temu, ale nadal przyzwoita (6 Lt).


Przebrani w średniowieczne stroje rzemieślnicy prezentowali swoje wyroby a także metody ich wykonania. Pan ze zdjęcia chyba najbardziej zwracał na siebie uwagę, podobnie jak jego równie brodaty kolega, wraz z którym znalazł się na plakacie reklamującym festiwal. Najwięcej ciekawości budziły rzecz jasna kramy z biżuterią. Dominowały motywy solarne w różnych konfiguracjach. Srebro, miedź, bursztyn, drewno. Pokazy rzemiosła cieszyły się sporym zainteresowaniem, chętnie próbowano swoich sił w garncarstwie, dmuchaniu szkła, tkaniu krajek. W warsztaty najmocniej angażowały się dzieci, tworząc ozdoby ze słomy.

Tematem przewodnim XVI edycji Menuo Juodaragis było litewsko-łotewskie braterstwo. Oprócz kilku wykładów poświęconych wspólnym wątkom kulturowym obu narodów oraz występów łotewskich kapel, które i tak występują co roku temat ten nie był eksponowany. Mimo rosnącej liczby gości zza granicy wykłady nadal odbywają się tylko w języku litewskim. Wyjątkiem była prelekcja Roberta N. Taylora z zespołu Changes poświęcona kronice neofolku.

W sobotnią noc zapłonęła sporej rozmiarów swastyka wykonana ze słomy. Scena ta bardzo przypominała celtycki rytuał znany z filmu "Wicker Man". Bębny, taniec z ogniem i archaiczne śpiewy stworzyły naprawdę niesamowity klimat. Palenie swastyk kojarzy mi się raczej z nazistowskim podziemiem, na festiwalu nie widziałem jednak hajlujących łysoli. Co ciekawe kilka osób chodziło w koszulkach z podobizną znanego komunistycznego mordercy, Ernesto Che Guevary. Przed wyjazdem zastanawiałem się, czy nie spotkają nas jakieś nieprzyjemności w związku z pogarszającymi się stosunkami polsko-litewskimi. Na szczęście nie dało się odczuć jakiś antypolskich czy innych ksenofobicznych nastrojów.

Bardzo mi się podoba, że festiwal łączy pokolenia i środowiska. Oprócz studentów w glanach na Menuo Juodaragis przyjeżdża sporo rodzin z dziećmi, siwiejących małżeństw z psami, Litwinów, Łotyszy, Białorusinów, Polaków... Nie wspominałem nigdy jeszcze o pewnej kwestii. Festiwal w swojej wymowie jest pogański. Tematyka utworów, zdobnictwo, rytuał otwarcia odprawiony przez Kulgrindę wszystko to jest przesiąknięte wierzeniami przedchrześcijańskimi. Mimo to nie rzuca się w oczy prymitywny antyklerykalizm czy antychrześcijanizm.

XVI edycję uznaję za bardzo udaną, chociaż pozostał we mnie pewien niedosyt związany z potraktowaniem tematyki przewodniej nieco po macoszemu. Większa część mojej ekipy wyjazdowej była na festiwalu po raz pierwszy i wróciła do domu bardzo zadowolona. Organizatorzy udowodnili, że potrafią w sposób ciekawy połączyć zabawę z promocją dziedzictwa kulturowego, wykraczając poza wyświechtaną formę wykładów. Nasuwa się także refleksja o litewskim i szerzej, bałtyjskim patriotyźmie. Podobnie jak w przypadku festiwalowego neopogaństwa, które zamiast atakować chrześcijaństwo promuje swoje wartości i treści, tak patriotyzm zamiast straszyć i nienawidzić zwyczajnie... kocha.



Oficjalna strona Menuo Juodaragis
strona na facebooku

8/18/2013

Rozmowa z Dawidem Hallmannem

Dzisiaj chciałbym wam przedstawić faceta, który połączył rap z folkiem i nie było w tym aluzji do seksu, prowokuje feministki przemówieniami kardynała Hlonda, żyje przesłaniem Pana Cogito i nie jest przy tym bufonem. Mam zaszczyt państwu przedstawić Dawida Hallmana.

Na Twojej stronie można przeczytać, że jesteś muzykiem neofolkowym. Co to właściwie oznacza? Jak oceniasz kondycję polskiej sceny?

Dla mnie oznacza to czerpanie z ludowości, ale w sposób niezobowiązujący w formie. Często wykorzystuję stare melodie, używam ludowych instrumentów, jednak jest to bardzo dalekie od tradycyjnej muzyki ludowej. O wiele ważniejsze jest jednak mocne nawiązanie do przeszłości, do tradycji. Tym jest dla mnie neofolk. Oceny polskiej sceny natomiast się nie podejmuję, bo prócz "Ludoli" nie znam żadnego innego zespołu. Taka prawda.

Jesteś założycielem Towarzystwa Michała Archanioła? Dlaczego akurat archanioł został patronem Towarzystwa? Stoją za tym jakieś fascynację postacią Corneliu Codreanu?

Kiedyś po każdej Mszy Świętej modlono się: "Sancte Michael Archangele, defende nos in proelio, contra nequitiam et insidias diaboli esto praesidium...". To dobry i mocny patron, dlatego postanowiliśmy, że to on będzie nas bronił w naszej walce o Tradycję. Corneliu Zielinskiego znam, niemniej Legion z Rumunii nie był bezpośrednią inspiracją powstania TMA. Jeśli już to podświadomą.

„Celem Towarzystwa Michała Archanioła jest wskrzeszenie dawnych cnót, dawnych wartości, dawnych form, dawnych zwyczajów, dawnych sportów, dawnych pieśni... przede wszystkim zaś Tradycji Rzeczpospolitej - tej bez numerów, zamieszkiwanej przez różne narody, obejmującej tereny od Morza Bałtyckiego po Morze Czarne”. O jakie formy chodzi? Jesteście związani z katolickim tradycjonalizmem? Marzy wam się powrót Kodeksu Honorowego i związanych z nimi pojedynków?

Chodzi o formy bardziej przyziemne, formy kultury materialnej. Nie ukrywam jednak, że dawna liturgia również jest nam bliska. W starym rycie jest tajemnica, czuć tu sacrum o wiele bardziej niż w novus ordo, które zostało pozbawione wielu symboli, a do tego łacinę zastąpiono językiem narodowym. Co do pojedynków, to zdaje się, że Kościół ma do nich negatywny stosunek. Zresztą, w TMA nie potrzebujemy się pojedynkować. Szermierkę traktujemy wyłącznie jako sport.

Szczególnie interesują Ciebie dawne Infalnty. Szukasz także wspólnych kart historii narodów polskiego i łotewskiego. Jak wygląda podejście Łotyszy do naszej historii? Jak współcześni Łotysze są nastawieni do Polski i Polaków?

Łotysze zwykle są pozytywnie nastawieni do Polski i Polaków. Nigdy nie spotkałem się z jakąkolwiek niechęcią. Zresztą, nasi rodacy mieszkający nad Dźwiną uważani są za wyjątkowo lojalną mniejszość, w przeciwieństwie do Rosjan. Łotysze, o ile interesują się historią, zwykle bardzo dużo wiedzą o naszym kraju. Pewno wiedzieliby więcej, niestety nasze państwo nie robi prawie nic, aby popularyzować naszą kulturę czy historię. Z Polską Łotysze mają do czynienia głównie w sklepie, wkładając do koszyka polskie produkty. Choć ich wiedza jest też o tyle większa, że jadąc najkrótszą drogą na zachód, nie sposób ominąć naszego kraju. Dla nas natomiast Łotwa nie jest popularnym kierunkiem.

Zapytałbym Ciebie o to czy Polska przynależy do Wschodu czy Zachodu, ale skoro na swojej stronie deklarujesz się jako „czystej krwi Ślązak” zapytam o Śląsk. Jaki jest Śląsk? Niemiecki, słowiański czy tylko i wyłącznie „śląski”?

Śląsk Śląskowi nie równy. Rok temu w ramach trasy "Pielgrzymstwo Polskie" byłem w Głogówku na Opolszczyźnie. Po raz pierwszy spotkałem się z "problemem niemieckim". U mnie, na południowych obrzeżach Puszczy Pszczyńskiej coś takiego nie istnieje. Owszem, każdy ma rodzinę w "rajchu", ale Niemców pod ręką brak. Na mnie większy wpływ wywarło pogranicze czeskie. Wychowałem się na czeskich dobranockach, do Cieszyna jeździło się na zakupy. Jak byłem mały, to straszono mnie "bebokiem", Karel Kryl śpiewał kiedyś: "Bratříčku nevzlykej to nejsou bubáci...", natomiast moi znajomi z północy Polski nic nigdy o czymś takim nie słyszeli. Ja bardzo długo nie ruszałem się poza Śląsk. Na pierwszym roku studiów zrobiłem jeden projekt kulturalny, który potem zaowocował licznymi wyjazdami i kontaktami. Wtedy zauważyłem sporo różnic. Regionalizmy to piękna rzecz. Te wpływy niemieckie czy czeskie tworzą koloryt. Nie zmienia to jednak faktu, że śląskość jest integralną częścią polskości. Przynajmniej dla mnie.

„Bas w służbie Polsce” to Twój najnowszy album. Czy dzisiejszy antykomunizm lepiej komponuje się z elektroniką niż tak jak dotychczas z gitarą?

Antykomunizm nie powinien być ograniczony formą. BWSP to eksperyment, na który pokusiłem się po przeczytaniu prowokacyjnej tezy, że "hardbass" jest prawicowy. Pomyślałem wtedy: dlaczego polska prawica ma słuchać ruskiej tachniawy, niech słucha polskiej! To założenie było dla mnie wyzwaniem. Nagrałem album. Kolejnych w tym klimacie nie przewiduję. Następny projekt będzie bardziej dub stepowy.

Twój muzyczny hołd dla prymasa Hlonda kojarzy mi się klimatem z twórczością węgierskiego projektu Kriegsfall-U. Jakie grupy/wykonawcy są dla Ciebie inspiracją?

Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie, bo zwykle inspiracją są dla mnie rzeczy pozamuzyczne. Tym co mnie popchnęło do stworzenia projektu "Prymas Hlond" były kazania uwiecznione na nagraniach z 1946 roku. Podobnie powstały płyty "7 bram oblężonego Miasta" i "Zo". Słowa Hlonda, Herberta czy Zawackiej były największą inspiracją. Nagrywając płyty po prostu rejestrowałem to, co tkwiło w mojej duszy, bez nawiązywania formą do czegokolwiek innego. Nieco inaczej było z "Folkrapem". Tu odwrotnie - na początku była forma. Wiedziałem, że na zachodzie połączenie folku i rapu istnieje. Znałem francuskie zespoły Manau i Basic Celtos. Pomyślałem, że całkiem ciekawie byłoby zrobić coś takiego na naszą nutę. Znalazłem dj'a, który "kupił" ten pomysł i tak powstała płyta "Folkrap" - pierwsza taka w Polsce. Nieco osobną kwestią jest moje granie w ramach TMA. Tutaj faktycznie jest jakaś inspiracja stricte muzyczna - dla mnie bardzo wyraźna, choć niekoniecznie dla słuchacza. Są to: folkowy Stary Olsa z Białorusi i rockowy Daniel Landa z Czech. Moim marzeniem jest połączyć te dwa dość różne sposoby grania.

Jesteś bardzo wszechstronny, zajmujesz się muzyką, grafiką, poezją. Planujesz sięgać po kolejne środki wyrazu?

Swego czasu bardzo dużo rzeźbiłem, chciałbym kiedyś do tego wrócić. Chętnie popracowałbym też koncepcyjnie nad jakąś krótką formą filmową, ale to raczej pieśń przyszłości.

Dlaczego twórczość Herberta jest dla Ciebie taka ważna? Czy nie masz wrażenia, że Herbert stał się częścią naszej „sceny politycznej”? Wiem, że brzmi to dziwnie, ale częściej słyszę słowa jego utworów wykorzystywane do opisywania jakiś wydarzeń czy postaw politycznych niż w odniesieniu do poezji w ogóle.

Nie wiem czy Herbert stał się częścią "sceny politycznej". To zjawisko, o którym mówisz, w gruncie rzeczy dotyczy kilku wierszy zaledwie. Podejrzewam, że mimo wszystko jeśli spojrzeć na poezję Herberta globalnie, to wymknie się ona zupełnie politycznym kategoriom. Nie sądzę by czytali ją tylko i wyłącznie prawicowcy/antysalonowcy. Książę Poetów ma tak wielki dorobek, że każdy znajdzie coś dla siebie i każdy zrozumie na swój sposób. Jak to w poezji często bywa. Dla mnie w twórczości Herberta fundamentalne są dwa wiersze - "Przesłanie Pana Cogito" i "Raport z oblężonego Miasta". Wiele razy podniosły mnie na duchu. Często je sobie powtarzam. Zwłaszcza ten pierwszy, który znam na pamięć. Tkwi w tym utworze jakiś ideał, do którego należy dążyć. "Nie przebaczać w imieniu tych, których zdradzono o świcie", a równocześnie "strzec się dumy niepotrzebnej". Oczywiście inne wiersze też znam i czasem do nich wracam. W Herbercie zawsze ujmowała mnie ekonomia słowa. Tu nie ma niepotrzebnych zdań. Wszystko coś znaczy. To też stanowi intelektualne wyzwanie. Dlatego ja do tej poezji musiałem długo dojrzewać. W liceum zupełnie do mnie nie przemawiała. Wtedy zdecydowanie wolałem Broniewskiego.

Dziękuję za rozmowę oraz życzę dalszej motywacji i sukcesów na wszystkich polach Twojej działalności.

Dziękuję, lub jak to mówią nad Dźwiną - "Paldies".

Oficjalna strona Dawida Hallmanna
Kanał na Youtube

8/05/2013

Gawith Hoggarth Ennerdale czyli mydlanka z krainy jezior

Wpis jest owocem współpracy z trafiką fajkowo.pl której serdecznie dziękuję za przesłanie mi niniejszego tytoniu do degustacji.

Kilka lat temu z dużym upodobaniem spaliłem puszkę tytoniu Samuel Gawith Grousemoor. Szukając informacji o tym tytoniu natrafiłem na informację, że należy do rodziny "mieszanek mydlanych". Przez długi czas myślałem, że nie ma możliwości zakupu w Polsce innej "mydlanki", sytuacja uległa zmianie kiedy w sklepie fajkowo.pl pojawiła się szeroka oferta tytoni ze stajni Gawith Hoggarth.

Na wstępie wypada wyjaśnić czym są mieszanki mydlane. Potocznie nazywa się tak tytonie pochodzące z regionu Lakeland, krainy jezior, gdzie swoje siedziby mają firmy Samuel Gawith i Gawith Hoggarth. Mieszanki te charakteryzują się delikatną, kwiatową wonią. Nie jest to zapach chemiczny, tak jak w przypadku wielu tańszych mieszanek o aromacie wiśniowym czy waniliowym, subtelność pozwala wierzyć w bardziej naturalną metodę aromatyzowania. Zapach z puszki kojarzy mi się z pomadką ochronną, której używam zimą (taka z flagą Norwegii) i skojarzenie to utrzymuje się u mnie od wielu lat. Na koniec należy dodać, że mydlanki zbierają skrajne opinie. Rekomendacją niech będzie fakt, że zasadniczo palę tylko mieszanki angielskie z Latakią, tytoni aromatyzowanych zaś w ogóle. Wyjątkiem są właśnie dziwaczne mieszanki z krainy wielkich jezior.

Jaki jest Ennerdale? Po otwarciu puszki najpierw zwróciłem uwagę na jasne płaty sprasowanego tytoniu (flake), zapach doszedł do mojego nosa dopiero po chwili. W składzie mamy Wirginię i trochę Burleya. Zapach z puszki? Wiosenny, kwiatowy (fiołek?), lekko cytrusowy. Niektóre z rodziny perfumów szyprowych przywołują u mnie podobne skojarzenia.

Rozdrabniam płatek, luźno nabijam fajkę, odpalam zapałkę, zasysam łapczywie powietrze, przybijam żar stopką ubijacza, rozpalone. Od samego początku dym jest stosunkowo (zwłaszcza jak na Wirginię) chłodny, mimo palenia tytoniu aromatyzowanego nie zauważyłem nadmiaru kondensatu. W smaku wirgniowo słodki, gdzieś przebijają się nuty cytrusowej kwaskowatości a zarazem orzeźwienia, oczywiście trochę orzechów i wanilii. Moc raczej średnio-niska, chociaż mam wrażenie, że zawartość nikotyny podkręca dodatek Burley'a.

Na pewno nie jest to tytoń dla zupełnie początkującego fajczarza, ale może być świetnym wstępem do mieszanek mydlanych i ogólnie "ambitnych aromatów". Mimo bycia zadeklarowanym miłośnikiem latakii szczerze polubiłem Ennerdale, który na pewno jest ciekawszą pozycją niż przywoływany na początku Grousemoore. Polecam jako doskonały tytoń na lato, dla palaczy duńskich aromatów jako aromatyczną zagadkę, dla latakiowców ku refleksji, że mieszanka aromatyzowana (nie latakią) może być tytoniem najwyższych lotów.

Wyżej wzmiankowany tytoń możecie nabyć oczywiście na fajkowo.pl.