8/31/2011

Menuo Juadaragis XIV - Dzień pierwszy (26 VIII)



Lokalizacja festiwalu była malownicza, ale poprzednie miejsce (Aukštadvaris) wywarło na mnie większe wrażenie. Ostatecznie miało się okazać, że jednak Zarasai jest bardziej dogodnym miejscem do organizacji festiwalu, ale o tym później.

Po rozbiciu się na polu namiotowym i wstępnym rozpoznaniu terenu udaliśmy się na koncert zespołu Atalyja. Widziałem tylko trzy utwory, ale nie zależało mi szczególnie na tym koncercie, ponieważ widziałem ten zespół w zeszłym roku. Atalyja obok grupy Pievos najbardziej przypadła mi do gustu jeśli chodzi o "czysto folkowe" (chociaż w przypadku Pievos folk-rockowe) zespoły z Litwy. Po zakończeniu koncertu, który odbywał się na małej scenie "Pinewood stage" rzuciłem się w wir obozowo-festiwalowego życia i dopiero po wypiciu kilku piwek i zjedzeniu "kociołka rosyjskiego" (pozdrawiam firmę Łowicz) stawiłem się na występ Spanxti zapowiedzianym na 22.40.

Spanxti znałem raczej słabo, ale miałem wielkie oczekiwania względem ich występu. Jak się okazało znałem ich największy hit "umpapa"(tak przynajmniej skandowała widownia), który ociera się o kabaretowe melodie i przez to całą twórczość zespołu zareklamowałem znajomym jako "kabaretową". Kabaretowo było jednak tylko w ostatnim kawałku, reszta to typowo dla Litwinów zagrany folk z urozmaiceniem pod postacią akordeonu.

O 23.30 miał rozpocząć się koncert Blood Axis, który był dla mnie największą atrakcją. Oczywiście rozpoczął się z chwilowym opóźnieniem. Nie miałem pojęcia jak może wyglądać koncert tej legendarnej kapeli. Michael Moynihan swoim wyglądem przypominał niejakiego Varga Vikernesa i jest to nie tylko moja opinia. Gestykulacja i teatralizacja Michaela cały czas przypominały mi Andrewa Kinga i być może nie jest to moja fanaberia, ponieważ panowie wystąpili wspólnie na kilku koncertach w ramach europejskiej trasy Blood Axis.
Lider Blood Axis przykuł moją uwagę grą na bodhránie, wychodziło mu to całkiem nieźle. Przez cały koncert widać było, że muzycy nie są zadowoleni ze swojego występu. Jak się później okazało, w odsłuchach słyszeli zupełnie co innego niż powinni. Michael na scenie był smutnym, mrocznym typem o wizjonerskim usposobieniu. Poza sceną z kolei przechadzał się wraz z Annabel Lee uśmiechając się do wszystkich i relaksując się na łonie przyrody.
Miałem początkowo w planach zabrać mały notatnik i zanotować jakie utwory zostaną zaprezentowane, zapomniałem jednak o nim " und hier liegt der Hund begraben".
Pamiętam na pewno epickie "Wir rufen Deine Wölfe", "Reign I forever" i "Erwachen in der Nacht".
Koncert w mojej opinii niezwykle udany, Blood Axis udźwignęło brzemię miana kapeli "kultowej".

Następny koncert to zupełnie nie moja bajka, chociaż z tego co widziałem pod sceną zabawa była przednia. TROLL BENDS FIR pochodzą z Rosji i swoją muzykę nazywają Piwnym Metalem...

Jako ostatni tego dnia zagrał GOLDEN PARAZYTH, jednak klimatem pasował raczej do Heinekena niż Menuo. Zamiast słuchać tych zaangażowanych wokalów (to chyba jedyny litewski zespół jaki kojarzę, który nie śpiewa po litewsku!) postanowiłem napić się piwka i tam też dołączyłem do jednego z moich kameraden rozmawiającego z jakimś Litwinem. Rozmowy polsko-litewskie skończyły się na karimacie przy naszym namiocie, z papierosem i wiśniówką w dłoni.

Słowem podsumowania pierwszego dnia chciałbym wylać swoją gorycz co do małego organizacyjnego bałaganu. Moim zdaniem umiejscowienie koncertu największej "gwiazdy" festiwalu w pierwszym dniu nie miało specjalnie sensu. Poza tym scena elektroniczna była czynna tylko tego dnia i w ogóle nie miałem okazji jej odwiedzić (a bardzo chciałem zobaczyć OBšRR)
. Zdziwiło mnie też to, że tego dnia duża scena była nieczynna... Mimo tych kilku uwag dzień był bardzo udany.

Na fotce oczywiście Michael Moynihan z Blood Axis

2 komentarze:

  1. Widziałem fragmenty szoł z Danii i to raczej nie do końca to co chciałbym zobaczyć jako koncerowe Blood Axis... No ale cóż. Zmieniły się czasy, zmienił się koncept projektu... I tak bardzo zazdroszczę że dane ci było widzieć występ Moynihana na żywo.

    Swoją drogą - dziwne że David nie grał na tym fescie solo.

    OdpowiedzUsuń
  2. Było kilka takich dziwnych motywów: po festiwalu przechadzał się Damiano Mercuri, Kim Larsen i Gerard a nikt z nich nie grał solo.
    Co do koncertowego Blood Axis dawnego i teraźniejszego to "ugrzecznienie" (lub złośliwiej: podstarzenie) to chyba problem nie tylko ich. Bylo milo, ale widac stylizacje na Andrewa Kinga (albo tak sobie wmawiam)

    OdpowiedzUsuń