Drugi dzień zaskoczył mnie jeszcze w namiocie. Wbrew tradycji tego festiwalu było bardzo ciepło i temperatura wypędziła nas z namiotów około 9tej. Właśnie wtedy tegoroczna lokalizacja okazała się strzałem w dziesiątkę. Jeszcze przed śniadaniem dokonaliśmy prawdziwie pogańskiego i bałtyjskiego zanurzenia w jeziorze. Prysznice nie są przewidziane na MJR, wody w kranach także brakuje, więc jezioro było oblegane.
Od 16.00 oglądałem kilka koncertów na dużej scenie, ale każdy z nich wyglądał podobnie. Litewski folk jest wspaniały, ale słuchanie pod rząd kilku kapel potrafi zmęczyć. Bardzo pozytywnie odebrałem występ
Pievos, z którym jestem dosyć dobrze obsłuchany. Z tysięcy innych litewskich zespołów wyróżnia ich rockowe zacięcie i świetny kontakt z publiką.
Bardzo zawiodłem się na występie
Donisa. Jest to jeden z najciekawszych litewskich projektów, pierwszy, który mnie na prawdę zachwycił kilka lat temu. Po "top friendsach" na ich profilu na myspace stopniowo zagłębiałem się w bałtyjską scenę, żeby w zeszłym roku po raz pierwszy pojechać na Menuo. Koncert nie rozczarował mnie dlatego, że był zupełnie statyczny i wręcz studyjny, ale dlatego, że odbywał się w złym miejscu, o złej porze. Miałem wrażenie, że większość ludzi akurat zamawiało piwo, albo stało w kolejce do toalety. Usłyszałem na żywo
"Bite lingo", ale niestety nie mogę nazwać tego występu udanym.
Po lokalnej gwieździe zaprezentowała się polska
Południca. Nie znałem wcześniej tej kapeli i jak się okazało nie jest to do końca moja nisza. Jest to bardzo dobry zespół, o lekko jazzującym charakterze, ale jednak brakuje mi w nim tego "czegoś". Koncert został zagrany z sercem, wokalistka komentowała kolejne utwory (śpiewane najczęściej po polsku) w języku angielskim, co chwilę zagadując publiczność jakimś litewskim słówkiem. Do tego momentu festiwalu, z wszystkich kapel
Południca została przyjęta najlepiej. Trudno mi to ocenić, bo
Blood Axis oklaskiwałem spod sceny, ale pojawiły się głosy, że oklaski dla naszych rodaków trwały dłużej.
Następnie wystąpił black metalowy
Luctus, którego występ widziałem tylko w połowie. Było całkiem nieźle. Efektowne wypluwanie wody (miał pewnie jeszcze buchać ogień) i rzucenie butelką po niej w publikę, okrzyki
"Heil!Heil!Heil!". Zespół ten zgromadził pod sceną masę ludzi, przebiła ich chyba tylko
Vilkduja.
Następnie zaprezentowała się nieznana mi wcześniej hiszpańska
Arnica. Żałuję, że nie kupiłem ich płyty, bo występ tych panów na prawdę mi zaimponował. Przez połowę koncertu muzycy mieli na głowach zwierzęce czaszki, co zresztą widać na zdjęciu.
Arnica wykorzystuje bogate instrumentarium: piszczałki, rogi, trombity, bębny i inne instrumenty najczęściej kojarzone z pasterstwem. Widać wpływy takich klasyków
alpine folku jak
Sturmpercht czy
Waldteuffel, z tą różnicą, że pasterze są tutaj raczej mistyczni i rytualni a nie spragnieni piwa jak w
Sturmpercht. Gdzieś pod sceną migał mi
Gerhard Petak z
Allerseelen, który w końcu pojawił się na scenie i gościnnie zaśpiewał w jednym utworze. Byłem absolutnie oczarowany tym występem i postaram się jeszcze kiedyś zdobyć nagrania Portugalczyków.
Vilkduja na litewskiej scenie to kapela kultowa, głównie dzięki charyzmatycznemu wokaliście, który spokojnie mógłby być frontmanem kapeli hardcorowej. W myśl przysłowia
Bis repetita placent pod sceną na pierwsze elektroniczne dźwięki czekały całe zastępy Litwinów. Oglądałem sobie ten koncert stojąc na ławce niczym kibol (na szczęście ABW nie zapukało mi o 6.00 do namiotu) i miałem wrażenie, że jestem na imprezie d'n'b.
Vilkduja przynajmniej jeszcze dwa razy zagości na
Szarej flaneli, ponieważ od kilku lat jestem w posiadaniu dwóch albumów tej pokręconej ekipy.
Ostatnim zespołem jaki widziałem tego dnia i na festiwalu w ogóle było
Sonne Hagal. Nie jestem fanem tej kapeli i najbardziej ucieszył mnie gościnny występ
Kima Larsena z
Of the Wand and the Moon.
W przerwie między koncertami przeglądałem płyty na stanowisku wydawnictwa innego niż
Dangus i okazało się, że był to nasz rodzimy
Wrotycz. Bardzo miło było porozmawiać na żywo z Szymonem, którego znałem tylko z newsletterów i zamówień oraz poznać kolejnego Polaka na tym festiwalu(związanego z
Tyglem, którego gorąco polecam), którego imienia niestety nie poznałem.
Wszystkim niezdecydowanym gorąco polecam litewski
Menuo Juadaragis nie tylko ze względu na muzykę, ale także na wyjątkowy klimat tam panujący.