9/02/2011

Menuo Juadaragis XIV - Dzień drugi (27 VIII)



Drugi dzień zaskoczył mnie jeszcze w namiocie. Wbrew tradycji tego festiwalu było bardzo ciepło i temperatura wypędziła nas z namiotów około 9tej. Właśnie wtedy tegoroczna lokalizacja okazała się strzałem w dziesiątkę. Jeszcze przed śniadaniem dokonaliśmy prawdziwie pogańskiego i bałtyjskiego zanurzenia w jeziorze. Prysznice nie są przewidziane na MJR, wody w kranach także brakuje, więc jezioro było oblegane.

Od 16.00 oglądałem kilka koncertów na dużej scenie, ale każdy z nich wyglądał podobnie. Litewski folk jest wspaniały, ale słuchanie pod rząd kilku kapel potrafi zmęczyć. Bardzo pozytywnie odebrałem występ Pievos, z którym jestem dosyć dobrze obsłuchany. Z tysięcy innych litewskich zespołów wyróżnia ich rockowe zacięcie i świetny kontakt z publiką.

Bardzo zawiodłem się na występie Donisa. Jest to jeden z najciekawszych litewskich projektów, pierwszy, który mnie na prawdę zachwycił kilka lat temu. Po "top friendsach" na ich profilu na myspace stopniowo zagłębiałem się w bałtyjską scenę, żeby w zeszłym roku po raz pierwszy pojechać na Menuo. Koncert nie rozczarował mnie dlatego, że był zupełnie statyczny i wręcz studyjny, ale dlatego, że odbywał się w złym miejscu, o złej porze. Miałem wrażenie, że większość ludzi akurat zamawiało piwo, albo stało w kolejce do toalety. Usłyszałem na żywo "Bite lingo", ale niestety nie mogę nazwać tego występu udanym.

Po lokalnej gwieździe zaprezentowała się polska Południca. Nie znałem wcześniej tej kapeli i jak się okazało nie jest to do końca moja nisza. Jest to bardzo dobry zespół, o lekko jazzującym charakterze, ale jednak brakuje mi w nim tego "czegoś". Koncert został zagrany z sercem, wokalistka komentowała kolejne utwory (śpiewane najczęściej po polsku) w języku angielskim, co chwilę zagadując publiczność jakimś litewskim słówkiem. Do tego momentu festiwalu, z wszystkich kapel Południca została przyjęta najlepiej. Trudno mi to ocenić, bo Blood Axis oklaskiwałem spod sceny, ale pojawiły się głosy, że oklaski dla naszych rodaków trwały dłużej.

Następnie wystąpił black metalowy Luctus, którego występ widziałem tylko w połowie. Było całkiem nieźle. Efektowne wypluwanie wody (miał pewnie jeszcze buchać ogień) i rzucenie butelką po niej w publikę, okrzyki "Heil!Heil!Heil!". Zespół ten zgromadził pod sceną masę ludzi, przebiła ich chyba tylko Vilkduja.

Następnie zaprezentowała się nieznana mi wcześniej hiszpańska Arnica. Żałuję, że nie kupiłem ich płyty, bo występ tych panów na prawdę mi zaimponował. Przez połowę koncertu muzycy mieli na głowach zwierzęce czaszki, co zresztą widać na zdjęciu. Arnica wykorzystuje bogate instrumentarium: piszczałki, rogi, trombity, bębny i inne instrumenty najczęściej kojarzone z pasterstwem. Widać wpływy takich klasyków alpine folku jak Sturmpercht czy Waldteuffel, z tą różnicą, że pasterze są tutaj raczej mistyczni i rytualni a nie spragnieni piwa jak w Sturmpercht. Gdzieś pod sceną migał mi Gerhard Petak z Allerseelen, który w końcu pojawił się na scenie i gościnnie zaśpiewał w jednym utworze. Byłem absolutnie oczarowany tym występem i postaram się jeszcze kiedyś zdobyć nagrania Portugalczyków.

Vilkduja na litewskiej scenie to kapela kultowa, głównie dzięki charyzmatycznemu wokaliście, który spokojnie mógłby być frontmanem kapeli hardcorowej. W myśl przysłowia Bis repetita placent pod sceną na pierwsze elektroniczne dźwięki czekały całe zastępy Litwinów. Oglądałem sobie ten koncert stojąc na ławce niczym kibol (na szczęście ABW nie zapukało mi o 6.00 do namiotu) i miałem wrażenie, że jestem na imprezie d'n'b. Vilkduja przynajmniej jeszcze dwa razy zagości na Szarej flaneli, ponieważ od kilku lat jestem w posiadaniu dwóch albumów tej pokręconej ekipy.

Ostatnim zespołem jaki widziałem tego dnia i na festiwalu w ogóle było Sonne Hagal. Nie jestem fanem tej kapeli i najbardziej ucieszył mnie gościnny występ Kima Larsena z Of the Wand and the Moon.

W przerwie między koncertami przeglądałem płyty na stanowisku wydawnictwa innego niż Dangus i okazało się, że był to nasz rodzimy Wrotycz. Bardzo miło było porozmawiać na żywo z Szymonem, którego znałem tylko z newsletterów i zamówień oraz poznać kolejnego Polaka na tym festiwalu(związanego z Tyglem, którego gorąco polecam), którego imienia niestety nie poznałem.

Wszystkim niezdecydowanym gorąco polecam litewski Menuo Juadaragis nie tylko ze względu na muzykę, ale także na wyjątkowy klimat tam panujący.

3 komentarze:

  1. Zdaje się że ta Południca to projekt w którym udziela się Pan ze znakomitego quasi- blackmetalowego Dead Raven Choir http://www.myspace.com/deadravenchoir . Byłem już kiedyś na ich myspace. Chętnie bym posłuchał całej płyty.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ach, okrutnie zazdroszczę wyjazdu na Menuo! Byłam dwa lata temu (też odbywało się w Zarasai) i mimo kilku, niespecjalnie znaczących, drobiazgów (jak, np. asfaltowe uliczki czy brzydkie latarnie) zakochałam się w całym festiwalu. i, tak jak Waść napisałeś, klimat, który tam panuje jest niesamowity. Atmosfera totalnie odrywająca od rzeczywistości.

    Miło jest przypadkiem trafić na osobę, która podobnie żywi do tego sympatię. :)
    Pozdrawiam,
    Agresja.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam nadzieję, że powrócą jeszcze czasy, kiedy Menuo miało polską fanowską stronę ;)
    Np. Łotysze co roku mają rozwieszone flagi nad swoimi namiotami, niektórzy to nawet paradują w koszulkach łotewskiej dywizji SS ;)
    pozdrawiam
    TCB

    OdpowiedzUsuń